"Pętla zagłady" San Francisco to ostrzeżenie dla innych miast. Nawet policja się poddaje
Od czasów pandemii San Francisco stało się symbolem śmierci amerykańskich śródmieść. Zarówno liberalne gazety, jak i konserwatywni eksperci wspominają je jako przestrogę, jak nie zarządzać miastem. Dla niektórych to obraz postpandemicznej
apokalipsy. Czy da się zawrócić i uczynić San Francisco wspaniałym ponownie?
Adam Rogers
2,5 tys.
Dzisiaj, 14:57
Kryzys bezdomności jest bardzo widoczny w centrum San FranciscoTayfun Coskun/Anadolu Agency / Getty Images
Kryzys bezdomności jest bardzo widoczny w centrum San Francisco
Centrum miasta opuścili sprzedawcy, właściciele większych firm i hoteli, na ulicach są rzesze bezdomnych, a policjanci po cichu rezygnują
Problemy San Francisco nie są odosobnione, z podobnym wyzwaniami wkrótce będą się zmagać inne miasta Ameryki
Rozwiązaniem może być nowe budownictwo i większa liczba dostępnych mieszkań, ścieżki rowerowe oraz lepsza komunikacja miejska, a także artyści zapewniający rozrywkę
Więcej informacji o biznesie znajdziesz na stronie Businessinsider.com.pl
Jeśli chcesz zdenerwować mieszkańców San Francisco, wspomnij o "pętli zagłady" i zobacz, jak zareagują. Mają jej serdecznie dość.
Z powodu braku ruchu pieszych wiÄ™kszość sprzedawców detalicznych opuÅ›ciÅ‚a centrum. Jedna czwarta wszystkich witryn sklepowych w głównej dzielnicy handlowej jest pusta. NieruchomoÅ›ci komercyjne to zgliszcza; wÅ‚aÅ›ciciele kilku dużych hoteli zwrÃ
³cili nieruchomoÅ›ci bankom i wyjechali.
Nawet policja po cichu traci nadzieję i rezygnuje. Tak naprawdę nikt nie wie, jaka jest skala przestępczości, ale wydaje się, że jest gorzej, niż przypuszczamy.
Bezdomność to kolejny potężny problem. Nierzadko zdarza się, że ludzie bez dachu nad głową przechodzą apogeum swoich załamań psychicznych pośród parkingów luksusowych restauracji.
Widok bezdomnych koczujących w centrum San Francisco nie jest niczym szczególnymTayfun Coskun/Anadolu Agency / Getty Images
Widok bezdomnych koczujących w centrum San Francisco nie jest niczym szczególnym
Mieszkam w Bay Area już od dwóch dekad. Obecna rzeczywistość to może nie Mad Max, czy Człowiek Omega, ale jest bardziej ponuro niż kiedykolwiek wcześniej.
Zobacz także: Spłukani nowojorczycy opuszczają miasto. Tworzą nowe "centrum milenialsów"
Ktoś mógłby pomyśleć — sami są sobie winni. Tak to jest, gdy oddaje się rządy skrajnym lewicowcom, ale to błąd. San Francisco jest w rzeczywistości zarządzane przez 1000 probiznesowych centrystów odzianych w lewicowe płaszcze. Jest to
miejsce, w którym polityka tożsamościowa zawsze była bardziej postępowa aniżeli strategia i zarządzanie. Kuszące jest obwinianie maszerujących zwolenników parad równości i pirotechników Burning Man za obecny stan rzeczy. W rzeczywistości
jednak bogaci oligarchowie i techno libertariańscy geniusze z Doliny Krzemowej też nie potrafią wymyślić, jak ukończyć nową linię kolejową lub przekształcić niektóre drapacze chmur w mieszkania, a tym bardziej rozwiązać kryzys bezdomności.
Ich jedynymi odpowiedziami na upadek miasta są niższe podatki dla nich samych i więcej policjantów w dzielnicy bezdomnych Skid Row.
Druga rzecz, która przychodzi na myśl to: uff, przynajmniej tam nie mieszkam! Jednak traktowanie San Francisco jako pewnego rodzaju wyjątku, sui generis miejskiego rozkładu, jest również błędne. Kalifornia zawsze była zorientowanym na przyszłoś
ć krańcem kontynentu, cyberpunkowym zwiastunem jutra. Życie i śmierć tutejszych miast działa jak echo, przemieszczające się wzdłuż międzystanowych autostrad, przenoszone kanałami finansowymi. Dlatego warto dowiedzieć się, jak rozwiązać
problem San Francisco, bo później dotyczyć on może każdego innego miasta.
San Francisco łączy w sobie historię hiszpańskich misji i stylu beaux-arts, zwanego amerykańskim renesansem. To tu w mieście na wzgórzach czuć powiew starego kontynentu i amerykańskiej brawury. Może to sprawa obłędnej pogody lub wyśmienitych
dań i trunków albo gościnności, ale prawdą jest, że od pokoleń przybywali tu ludzi chcący transformować i tworzyć siebie. San Francisco na przełomie dziesięcioleci było siedzibą różnorodnych kultów, grup w tym Czarnych Panter,
robotniczych łobuzów, złodziejaszków i naciągaczy, poetów kontrkultury, osób LGBTQ+, czy neuroróżnorodnych geniuszy. Jego historia jest fascynującą mapą ludzkiej różnorodności (choć zapisy dotyczące imigrantów, czy osób czarnoskórych
nie są już takie świetlane).
W tym mieście znalazło się miejsce i dla mnie. Dorastałem w Los Angeles, a następnie spędziłem dekadę, pomieszkując w Bostonie, Nowym Jorku, Waszyngtonie. Po powrocie wylądowałem w dzielnicy portowej Embarcadero, co jest typową historią dla
San Francisco. W końcu miasto zawsze było lądowiskiem dla różnego typu uchodźców kulturowych, w tym Kalifornijczyków takich jak ja, którzy byli wystarczająco długo poza domem, by ich akcent obrósł w naleciałości.
Lokalsów irytuje wspominanie o "pętli zagłady"Tayfun Coskun/Anadolu Agency / Getty Images
Lokalsów irytuje wspominanie o "pętli zagłady"
To jednak właśnie urok lokalnej kultury. Siłę polityczną w tym mieście zawsze napędzał interes kalifornijskich starych fortun, nawet zanim Kalifornia stała się częścią Stanów Zjednoczonych. Centralnym i jednoczącym bodźcem tego miejsca,
od wczesnych walk robotniczych po protesty wojenne, wolność słowa i prawa gejów, było jednak to, co "Washington Monthly" nazwał polityką ruchu, u którego sedna bardziej leży tolerancja społeczna aniżeli polityka sama w sobie. Szef pewnej
miejskiej spółki przewozowej, z którym rozmawiałem, podsumował to najlepiej. — Ci, którzy przybywają tu się zmienić i odnaleźć siebie, czasami tak bardzo przywiązują się do wersji miasta, która ich powitała, że zapominają umożliwić
to innym przybyszom — stwierdził.
Będziemy jednak musieli się z tym zmierzyć. Jesteście gotowi usłyszeć mój szalony plan na naprawę San Francisco?
Rozwiązanie kryje się w jednym słowie — domy
Zbudujmy wiele domów na całym obszarze wokół zatoki. Wypełnijmy wszystkie puste działki i parkingi miejscami do zamieszkania. Przekształćmy budynki komercyjne w mieszkalne. Miasto nad tym pracuje, ale jest to trudniejsze, niż się wydaje. Wię
kszość budynków biurowych zbudowanych po II wojnie światowej nie ma odpowiednich planów i projektów budowlanych.
Zróbmy więc to, co możliwe. Naprawmy kwestie zagospodarowania przestrzennego, które uprzywilejowują duże domy jednorodzinne i sprawiają, że budowa kilku budynków na jednej działce jest nielegalna. Pozbądźmy się przepisów, które wymagają,
aby każde mieszkanie obejmowało parking dla samochodów. Zamieńmy przestrzenie na parterze w małe powierzchnie handlowe, na które stać lokalne firmy. Mówię o mieszkaniach osiągalnych finansowo na każdym poziomie dochodów — rynkowych i
subsydiowanych. I o mieszkaniach każdej wielkości, od jednopokojowych po jednostki typu condo przeznaczone dla rodzin.
To tylko kwestia starej sprawdzonej zasady podaży i popytu. Więcej miejsc do życia oznacza, że stają się one tańsze. Zmniejsza się problem bezdomności, co oznacza, że mniej moich sąsiadów będzie zmuszonych mieszkać w samochodach,
przyczepach lub namiotach. To nie przypadek, że miejsca w Stanach Zjednoczonych, w których buduje się najwięcej nowych domów, mają również najmniejszy odsetek ludzi żyjących na ulicy i niższe koszty mieszkaniowe.
Zobacz także: Nadchodzi nowa waluta rezerwowa? "Dedolaryzacja już się rozpoczęła"
Z takimi zmianami łączy się prawdziwa nagroda. Okolice wypełnione różnorodnymi domami i firmami są bezpieczniejsze i bardziej tętniące życiem. Zachęcają ludzi do wydawania pieniędzy w pobliskich sklepach, co jest korzystne dla lokalnego
handlu i małych firm, które musiałyby znaleźć wystarczającą liczbę pracowników, aby serwować popularne bezkofeinowe flat whites czy butelkę chartreuse. A jako bonus, gęstsze dzielnice emitują mniej dwutlenku węgla, ponieważ ludzie, którzy
w nich mieszkają, jeżdżą rzadziej i zużywają mniej energii na osobę do ogrzewania i chłodzenia, co działa w myśl zasady: ratując dzielnice, ratujesz planetę.
Brzmi to prosto, ale w praktyce oczywiście tak nie jest. Obecnie, pomimo wszelkiego rodzaju nowych przepisów i nacisków politycznych, protestujący przeciw zasiedlaniu terenów i ich polityczni sojusznicy nadal mogą wykolejać wiele inwestycji
mieszkaniowych. Jest to również przepis na korupcję, jak w słynnym już przypadku, gdy rada nadzorcza sprawująca władzę w mieście obaliła projekt umożliwiający powstanie setek nowych domów na ziemi wykorzystywanej jako parking.
Jednym ze sposobów walki z tym zjawiskiem jest odebranie poszczególnym politykom uprawnień do sabotowania tak potrzebnego rozwoju. Tworzenie planów zagospodarowania przestrzennego, które dokładnie określają, jakie budynki są akceptowalne i
zatwierdzanie ich "z mocy prawa" — a nie pozwalania nadzorcom hrabstwa lub organom miasta odpowiadającym za zagospodarowanie przestrzenne na unieważnianie ich pod wpływem kaprysu czy łapówki.
Politycy nie są jedynym problemem. Dzięki ustawie z lat 70. zwanej Propozycją 13, mieszkańcy Kalifornii płacą taki sam podatek od swoich domów, jak w momencie wprowadzenia, bez względu na to, jak bardzo na przełomie lat wzrosła wartość
nieruchomości. Mieszkaj wystarczająco długo, a oszczędzisz grubą kasę.
W San Francisco trudno dziś o wiarygodne statystyki dotyczące przestępczości
https://www.onet.pl/informacje/businessinsider/petla-zaglady-san-francisco-jest-ostrzezeniem-dla-kazdego-amerykanskiego-miasta/451kmqy,211f4564
--- SoupGate-Win32 v1.05
* Origin: fsxNet Usenet Gateway (21:1/5)