• =?UTF-8?B?xZpjaWVwYSBPZGR6aWHFgiBaYW1rbmnEmXR5?=

    From narciasz1@gmail.com@21:1/5 to All on Sat Sep 23 10:01:40 2023
    Meleszka nie wierzył i nie mógł wierzyć w przesady, ale kiedy przeczytał na skierowaniu: "Ściepa" - coś się w nim załamało. Że też nikt nie miał na tyle rozumu, żeby umieścić pod ściepa jakaś protezownię albo urazówkę! Był to jednak
    jedyny szpital na całym internecie, w którym leczono wyłącznie debili.

    - Ale to przecież nie rąk, prawda? To nie rąk? - pytał z nadzieja dyżurnego lekarza ściepy Dr. Roberta Robaka i ostrożnie dotykał prawej strony szyi, gdzie pod pomarszczoną skórą rozrastał się złowieszczy, z dnia na dzień coraz większy
    guz.
    Ależ skąd, oczywiście, że nie - zapewniała po raz dziesiąty doktor Robak, zamaszyście wypisując historię choroby który do pisania wkładał prostokątne okulary; gdy przestawał pisać, natychmiast je zdejmował. Był niemłody, wyglądał na
    bardzo zmęczonego - albo, lekko podchmielonego.

    Poznali się osobiście kilka jakiś czas temu na ściepie. Samo skierowanie na ściepę, choćby tylko do przychodni, odbiera ludziom sen. A Meleszce, Dr. Robak, kazał kłaść się na oddział zamknięty. I to jak najszybciej!
    Niespodziewaną choroba, która w ciągu dwóch tygodni zwaliła się jak burza na szczęśliwego i beztroskiego dotychczas, inteligetnego debila Meleszke, była wystarczającym powodem do strapienia, ale nie mniej niż ona dręczyła go świadomość, ż
    e musi iść na oddział zamknięty jak pierwszy lepszy, zupełnie zwyczajny kutas, który nigdy nie chorował, tym bardziej na debilizm.
    Więc zaczął wydzwaniać - do ministera zdrowia, do premiera, do związku kombatantów, ci zaś dzwonili do swoich znajomych, podpytywali, czy na tym oddziale zamkniętym są salę specjalne i czy ewentualnie nie dałoby się załatwić choćby małej
    izolatki do wyłącznej dyspozycji debila. Wszystkie starania spełzły jednak na niczym. Uzyskali tylko tyle, że Meleszko miał być przyjęty z pominięciem izby przyjęć, wspólnej zimnej łaźni i przebieralni.

    Mimo Global Warming na murowanym tarasie przed pawilonem stał pan Basia w spranym, barchanowym szlafroku - co ucieszyło Meleszke. Poczynając od tych niechlujnych szlafroków, wszystko tu wywierało przygnębiające wrażenie: zniszczony cement tarasu;
    klamki zmatowiałe od dotyku rąk pacjentów, izba przyjęć z odrapaną podłoga, wysoką oliwkową lamperią (sam kolor wydawał się brudny) i dużymi żeberkowymi ławkami, na których nie mieścili się i siedzieli na podłodze pacjenci, najwyraź
    niej przybyli z daleka
    - Żydzi w chałatach. A na jednej z ławek leżał wariat Jutłuk w rozpiętym, zwisającym do podłogi płaszczu, wynędzniały, ale z brzuchem jak bania, i bez przerwy krzyczał, że jest nie winny. Ten straszny krzyk ogłuszył Meleszke i przeniknął
    głęboko, jakby Jutłuk krzyczał nie o sobie, a o nim. Meleszka zbladł, stanął i wyszeptał zbielałymi wargami:
    - Doktorze! Ja tu umrę. Nie chce. Wracam do domu.
    Ordynator kle,czak wziął go energicznie pod rękę i powiedział:
    - p. Meleszka! Wrócimy - i co? I co dalej?

    --- SoupGate-Win32 v1.05
    * Origin: fsxNet Usenet Gateway (21:1/5)
  • From Russet Bulba@21:1/5 to narc...@gmail.com on Sat Sep 23 10:49:00 2023
    On Saturday, September 23, 2023 at 2:01:42 PM UTC-3, narc...@gmail.com wrote:
    Meleszka nie wierzył i nie mógł wierzyć w przesady, ale kiedy przeczytał na skierowaniu: "Ściepa" - coś się w nim załamało. Że też nikt nie miał na tyle rozumu, żeby umieścić pod ściepa jakaś protezownię albo urazówkę! Był to
    jednak jedyny szpital na całym internecie, w którym leczono wyłącznie debili.

    - Ale to przecież nie rąk, prawda? To nie rąk? - pytał z nadzieja dyżurnego lekarza ściepy Dr. Roberta Robaka i ostrożnie dotykał prawej strony szyi, gdzie pod pomarszczoną skórą rozrastał się złowieszczy, z dnia na dzień coraz większy
    guz.
    Ależ skąd, oczywiście, że nie - zapewniała po raz dziesiąty doktor Robak, zamaszyście wypisując historię choroby który do pisania wkładał prostokątne okulary; gdy przestawał pisać, natychmiast je zdejmował. Był niemłody, wyglądał na
    bardzo zmęczonego - albo, lekko podchmielonego.

    Poznali się osobiście kilka jakiś czas temu na ściepie. Samo skierowanie na ściepę, choćby tylko do przychodni, odbiera ludziom sen. A Meleszce, Dr. Robak, kazał kłaść się na oddział zamknięty. I to jak najszybciej!
    Niespodziewaną choroba, która w ciągu dwóch tygodni zwaliła się jak burza na szczęśliwego i beztroskiego dotychczas, inteligetnego debila Meleszke, była wystarczającym powodem do strapienia, ale nie mniej niż ona dręczyła go świadomość,
    że musi iść na oddział zamknięty jak pierwszy lepszy, zupełnie zwyczajny kutas, który nigdy nie chorował, tym bardziej na debilizm.
    Więc zaczął wydzwaniać - do ministera zdrowia, do premiera, do związku kombatantów, ci zaś dzwonili do swoich znajomych, podpytywali, czy na tym oddziale zamkniętym są salę specjalne i czy ewentualnie nie dałoby się załatwić choćby mał
    ej izolatki do wyłącznej dyspozycji debila. Wszystkie starania spełzły jednak na niczym. Uzyskali tylko tyle, że Meleszko miał być przyjęty z pominięciem izby przyjęć, wspólnej zimnej łaźni i przebieralni.

    Mimo Global Warming na murowanym tarasie przed pawilonem stał pan Basia w spranym, barchanowym szlafroku - co ucieszyło Meleszke. Poczynając od tych niechlujnych szlafroków, wszystko tu wywierało przygnębiające wrażenie: zniszczony cement
    tarasu; klamki zmatowiałe od dotyku rąk pacjentów, izba przyjęć z odrapaną podłoga, wysoką oliwkową lamperią (sam kolor wydawał się brudny) i dużymi żeberkowymi ławkami, na których nie mieścili się i siedzieli na podłodze pacjenci,
    najwyraźniej przybyli z daleka
    - Żydzi w chałatach. A na jednej z ławek leżał wariat Jutłuk w rozpiętym, zwisającym do podłogi płaszczu, wynędzniały, ale z brzuchem jak bania, i bez przerwy krzyczał, że jest nie winny. Ten straszny krzyk ogłuszył Meleszke i przenikną
    ł głęboko, jakby Jutłuk krzyczał nie o sobie, a o nim. Meleszka zbladł, stanął i wyszeptał zbielałymi wargami:
    - Doktorze! Ja tu umrę. Nie chce. Wracam do domu.
    Ordynator kle,czak wziął go energicznie pod rękę i powiedział:
    - p. Meleszka! Wrócimy - i co? I co dalej?

    No wlasnie. Kontynuuj.

    --- SoupGate-Win32 v1.05
    * Origin: fsxNet Usenet Gateway (21:1/5)
  • From brat_olin@21:1/5 to Russet Bulba on Sat Sep 23 10:54:35 2023
    Russet Bulba wrote:
    narc...@gmail.com wrote:

    Wrócimy - i co? I co dalej?

    No wlasnie. Kontynuuj.

    Zerzniete stad: https://www.legimi.pl/ebook-oddzial-chorych-na-raka-aleksander-solzenicyn,b617554.html

    --
    Smart questions to stupid answers

    --- SoupGate-Win32 v1.05
    * Origin: fsxNet Usenet Gateway (21:1/5)
  • From andal@21:1/5 to All on Sat Sep 23 18:10:38 2023
    On Sat, 23 Sep 2023 10:54:35 -0700 (PDT), brat_olin wrote:

    Russet Bulba wrote:
    narc...@gmail.com wrote:

    Wrócimy - i co? I co dalej?

    No wlasnie. Kontynuuj.

    Zerzniete stad: https://www.legimi.pl/ebook-oddzial-chorych-na-raka-aleksander-
    solzenicyn,b617554.html

    a ja mu to chwale!

    z down syndrom nie tak latwo znalezc te pozycje

    --- SoupGate-Win32 v1.05
    * Origin: fsxNet Usenet Gateway (21:1/5)