From
narciasz1@gmail.com@21:1/5 to
All on Tue Sep 26 15:59:23 2023
Podążając tropem, warto chociaż pobieżnie przyjrzeć się sylwetce „obrońcy” analofilnych księży z Dąbrowy Górniczej, biskupowi Grzegorzowi Kaszakowi. Jego kariera i powiązania to faktycznie dość interesujący wątek.
Z pozoru, na biskupiej mapie polski - Kaszak to postać raczej banalna, mało wyrazista, a jeśli gdzieś dawał dupy (przysłowiowo rzecz jasna), to jednocześnie dbał prawdopodobnie o zachowanie dyskrecji, bo jakoś tak nie rzucał się w oczy. Czyli
takie małe NIC wydawałoby się.
Księdzem został w 1989, biskupem w 2009, szybko dość emigrował do Rzymu, gdzie konsekwentnie piął się po szczeblach watykańskiej kariery. A tam chcąc robić karierę trzeba oczywiście być otwartym... - powiedzmy. W każdym razie nie wnikając
w szczegóły, co, kiedy i z kim, punktem nijako przełomowym była nominacja Kaszaka na sekretarza przewodniczącego rady do spraw rodziny, kardynała Alfonso Lópeza Trujilla, który to pan Alfonso (niewykluczone), że miał duży wpływ na pana
Grzegorza.
Za te wszystkie swoje zasługi, papa Benek mianował go biskupem i wtedy też pan Kaszak przeflancował się do Sosnowca. W sumie, kariera tracąca nieco kościelnym banałem.
A teraz wróćmy na chwilę do owego Alfonso Lópeza Trujilla, jak przypuszczam możliwego mentora pana biskupa Kaszaka.
Pan Alfonso wywodził się z Kolumbii i był niezwykle bogaty, a był bogaty, bo współpracował z kartelami narkotykowymi, co jest raczej mało zaskakujące, gdyż praktycznie każdy biskup czy wpływowy ksiądz stamtąd, chodził lub chodzi na pasku
karteli i trzepie na tym niezłą kasę. Niewykluczone, że korzystając z mafijnych koneksji kardynał Alfonso zlecał morderstwa wrogich mu duchownych, a także osób świeckich jawnie wchodzących mu w drogę. I to po pierwsze. A po drugie Alfonso Ló
pez Trujillo był (piszę był, bo wykitował w roku 2008) też skrajny homofobem, nie stroniącym jednak od chłopców (o czym za chwilę), mizoginem, wyróżniającym się rasistą, powiązanym – jakże by i inaczej – z Opus Dei.
Za sprawą „naszego nieodżałowanego” jak przypuszczam i w co nie wątpię, Jana Pawła, został Trujillo przewodniczącym Papieskiej rady ds. Rodziny i przy okazji głównym propagatorem na poły prywatnej, papiesko-wojtylej wojny z antykoncepcją.
Był człowiekiem o wprost nieograniczonej władzy. Mógł wszystko i wszystko też uchodziło mu płazem, bowiem z niewytłumaczalnych dotąd przyczyn Jan Paweł miał wyjątkowa słabość do wszelkiego rodzaju zboków, łajdaków i skurwysynów jednym
słowem.
Poza tym Trujillo był bliski kumplem nie tylko papy Karola, ale przed wszystkim Dziwisza, Sodano, a także Ratzingera, a oni jak chcieli wszystko byli w stanie zamieść pod dywan, liczne na to są przykłady. Dla pana Alfonso Lópeza Trujillo było to
o tyle istotne, że słynął on z wyjątkowej słabości do młodych chłopców, zwłaszcza zaś seminarzystów, ponoć przy pomocy swoich zaufanych współpracowników stworzył całą, wyjątkowo dobrze funkcjonującą sieć „naganiaczy”, de facto
alfonsów służących… Alfonsowi.
Wyjątkowo cenił sobie najmłodszych, jeszcze nie skalanych, najchętniej białych i niebieskookich blondynów. Korzystał też usług męskich prostytutek, które, po odbyciu stosunku lubił bić. Nota bene ciekawi mnie, czy pan biskup Grześ Kaszak
miałby w tej sprawie coś więcej do powiedzenia, jakieś może pikantniejsze jeszcze szczegóły byłby w stanie dodać, bo to w sumie bardzo interesujący wątek, być może rzucający nieco więcej światła na te wydarzenia w Dąbrowie.
W każdym razie nie ulega najmniejszej nawet wątpliwości, że kardynał Alfonso López Trujillo, był człowiekiem absolutnie zdegenerowanym, był zbrodniarzem i gwałcicielem, umiejętnie i bezwzględnie wykorzystującym swoje wpływy w Watykanie i
przychylność możnych owego królestwa. Ba, tu i ówdzie w owym czasie pojawiły się nawet informacje, jakoby „nasz umiłowany” Jan Paweł II wpisał go na listę ewentualnych następców.
Trujillo jak się już rzekło wykorkował jednak szczęśliwie dla wielu w roku 2008, jakoby na infekcję płac, a tak naprawdę zdaje się, że na AIDS, którym się zaraził wtykając to i owo w niezdezynfekowane dupy. Początkowo marne jego szczątki
pochowano w Rzymie, bo zachodziła obawa, iż w Kolumbii, ojczyzny bestii w szkarłacie, jego grób zostanie sprofanowany a ciało wywleczone i wyrzucone na wysypisko śmieci. Dopiero po mniej więcej dziesięciu latach zdecydowano o przewiezieniu tego
co z niego zostało do Ameryki.
No i właśnie z kimś takim miał „niewątpliwy zaszczyt” współpracować nasz biskup Grzegorz Kaszak, próbujący teraz rozgrzeszyć kolegów z wielokrotnego jak mniemam harcowania z męskimi prostytutkami.
--- SoupGate-Win32 v1.05
* Origin: fsxNet Usenet Gateway (21:1/5)